O książce Dla Gage'a Forrestera, inwestora hotelowego, sukces jest najważniejszy. W pracy otacza się najlepszymi profesjonalistami. Dlatego zatrudnił Lily Ford, specjalistkę od PR. Ambitna dziewczyna nie ma życia prywatnego i jest w każdej chwili do dyspozycji. Dla wizerunku szefa zrobiłaby wszystko. Jednak prośba, by udawać jego narzeczoną, nawet jej wydaje się wykraczająca poza obowiązki. Fragment książki Lily Ford bez entuzjazmu patrzyła na Gage'a Forrestera, który wszedł do jej gabinetu i pochylił się nad blatem biurka, opierając duże dłonie o jego krawędź. - Słyszałem, że pracuje pani dla Jeffa Campbella - powiedział, pochylając się jeszcze bardziej w jej stronę. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie spędzał całego życia za biurkiem. Lily wiedziała z doświadczenia, że takie mięśnie nie biorą się z niczego. Ona sama musiała ćwiczyć na siłowni cztery razy w tygodniu, by zwalczyć skutki siedzącego trybu życia. Wygląd jednak był dla niej bardzo ważny; jej praca polegała na dbaniu o publiczny wizerunek klientów i sądziła, że jeśli ma być w tym wiarygodna, to jej własny wizerunek nie powinien zbytnio odbiegać od ideału. - Dobrze pan słyszał. - Odchyliła się na oparcie fotela, chcąc sprawić wrażenie, że kontroluje sytuację przynajmniej do pewnego stopnia. W końcu to był jej gabinet. Gage nie miał prawa się tu rządzić. Z drugiej strony, mężczyźni jego pokroju zwykle tak się zachowywali: przychodzili, patrzyli i zdobywali. Ale nie tym razem, pomyślała. - Chce mi pan pogratulować? - zapytała słodko. - Nie, chcę pani zaproponować kontrakt. Zaniemówiła ze zdumienia, co rzadko jej się zdarzało. - Panie Forrester, odrzucił pan moją propozycję, kiedy chciałam reprezentować pańską firmę. - A teraz mam ofertę. Lily wydęła usta. - Czy ma to coś wspólnego z faktem, że Jeff Campbell jest pańskim największym rywalem? - Nie uważam go za rywala. - Gage uśmiechnął się, ale dostrzegła w jego oczach stalowy błysk. Był legendą w swojej branży, a nie można stać się legendą, nie będąc bezwzględnym. Lily rozumiała to, ale Gage i jego sposób prowadzenia biznesu nic jej nie obchodziły. Ogólnie rzecz biorąc, uważała go za moralnego bankruta. Z drugiej strony, współpraca z Forrestation Inc. znacznie podniosłaby prestiż jej firmy. Jeszcze nigdy nie miała tak potężnego klienta. - Czy się to panu podoba, czy nie, Jeff Campbell jest pańskim rywalem, a do tego radzi sobie całkiem nieźle. Przy pańskiej firmie miałabym dwa razy więcej roboty niż u niego. - I właśnie dlatego nie jest dla mnie żadną konkurencją. Jest zbyt poprawny politycznie. Za bardzo przejmuje się wizerunkiem publicznym. - Panu też by nie zaszkodziło, gdyby zaczął się pan bardziej nim przejmować. Ta niekończąca się parada aktorek i supermodelek przy pańskim ramieniu nie stwarza atmosfery stabilności. Poza tym ostatnie pańskie inwestycje nie cieszą się szczególną popularnością. - Czy to jest darmowa konsultacja? - Nie, policzę panu za pół godziny. - O ile sobie przypominam, pani usługi nie są tanie? - Nie są. Jeśli szuka pan czegoś taniego, to musi się pan liczyć z niekompetencją. Gage przysiadł na skraju biurka, burząc panujący na nim porządek. Lily poczuła irytację. Powściągnęła impuls, który kazał jej ułożyć równo zszywacz. - Jest w pani coś, co bardzo mi się spodobało podczas naszej poprzedniej rozmowy. Jest pani bardzo pewna swoich umiejętności. - A co się panu we mnie nie spodobało, panie Forrester? Bo, jak oboje dobrze wiemy, w końcu zdecydował pan, że to Synergy będzie reprezentować pańską firmę, nie ja. - Z zasady nie zatrudniam kobiet poniżej pewnego wieku, szczególnie jeśli są atrakcyjne. Otworzyła usta ze zdziwienia. Wiedziała, że wygląda głupio, ale nic nie mogła na to poradzić. - To jest seksizm! - Możliwe, ale dzięki temu nie muszę się użerać z niechcianymi zalotami asystentki. Moja poprzednia beznadziejnie się we mnie zadurzyła. - Może tylko się panu wydawało? A może sam pan ją zachęcał? - Lily musiała przyznać, że Gage jest atrakcyjnym mężczyzną, ale to jeszcze nie znaczyło, że każda kobieta poniżej pewnego wieku musi się w nim zakochać od pierwszego spojrzenia. On jednak chyba w to wierzył. Mężczyźni, którzy mieli władzę, często w to wierzyli. Uważali wszystkich pracowników za swoją własność i oczekiwali od nich wiernopoddańczego oddania. Niektórzy nie potrzebowali do tego nawet pieniędzy; wystarczyło, że w pobliżu znalazł się ktoś słabszy od nich. Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie wspomnienia. - Może mi pani wierzyć, że niczego sobie nie wymyśliłem i nigdy jej nie zachęcałem. Zupełnie mnie nie interesowała. Biznes to biznes, a seks to seks. - I nie ma tu żadnego punktu wspólnego? - Absolutnie nie. A w dodatku, kiedy ją wyrzuciłem, zrobiła mi wielką scenę. - A dlaczego pan ją wyrzucił? Gage uniósł brwi. - Któregoś ranka, kiedy wszedłem do gabinetu, siedziała na moim biurku nago, w pozycji, od której zarumieniłby się nawet wydawca pisma pornograficznego. Lily znów otworzyła usta ze zdumienia. - Mówi pan poważnie? - Niestety, tak. Od tamtej pory nie zatrudniam kobiet do współpracy i nie mam żadnych problemów. - Przyjrzał jej się poważnie. - Mam nadzieję, że nie jest pani zaręczona ani nie spodziewa się pani wkrótce dziecka? Omal nie wybuchnęła śmiechem. - Może się pan nie obawiać, panie Forrester. Nie mam takich planów ani na najbliższą przyszłość, ani na dalszą. Skupiam się na pracy. - Słyszałem to już wiele razy, ale potem taka kobieta poznaje mężczyznę, w głowie zaczynają jej rozbrzmiewać ślubne dzwony i okazuje się, że straciłem masę czasu na szkolenie kogoś, kto nigdy nie miał zamiaru pozostać w firmie dłużej. - Może pan być pewien, że jeśli kiedyś usłyszę ślubne dzwony, to natychmiast ucieknę w przeciwnym kierunku. - To dobrze. - Nadal uważam, że jest pan seksistą. Zakłada pan, że każda kobieta zakocha się w panu do szaleństwa, gdy tylko spojrzy panu w oczy, a jeśli już dostanie pracę, to zaraz rzuci ją i wyjdzie za mąż. - Nie jestem seksistą. To się nazywa zabezpieczanie tyłów. Nie popełniam dwa razy tego samego błędu, ale widziałem komunikaty prasowe, które pani przygotowała dla Campbella, i wiem, jak wzrosła potem wartość jego akcji. - Pańskie akcje też wzrosły. - Ale jego wcześniej spadały, a nie zmienił nic oprócz tego, że zatrudnił panią. Lily wyciągnęła rękę i wpatrzyła się w swoje szkarłatnoczerwone paznokcie. Palce odrobinę jej drżały; miała nadzieję, że Gage tego nie zauważy. - Więc chce pan, żebym zerwała kontrakt z Campbellem? Musiałby mi pan przedstawić bardzo dobrą ofertę. - Jest dobra. - Wymienił sumę, od której serce zaczęło jej bić mocniej. Od dawna ciężko pracowała, by utrzymać na powierzchni niewielką firmę zajmującą się public relations, i na myśl o takich pieniądzach zakręciło jej się w głowie. A pieniądze to jeszcze nie było wszystko: z pracą dla Forrestation Inc. wiązał się również prestiż. Gage miał reputację człowieka nieutemperowanego, co zarazem przyciągało i przerażało inwestorów, którzy często cierpieli na jego ryzykownych decyzjach, podejmowanych kosztem popularności. Niektóre z jego inwestycji wzbudzały głośne protesty społeczne i choć wszystkie hotele po ukończeniu odnosiły finansowy sukces, manifestanci niejednokrotnie oblegali ulice przed siedzibą firmy w San Diego. Wystarczającą przyczyną wielu protestów był sam fakt, że Gage chciał zbudować coś nowego. Inne powody jednak Lily mogła zrozumieć. Gage był kontrowersyjną postacią, ale nie został miliarderem bez przyczyny i nawet jeśli czasem rozumiała protestujących, to liczby mówiły same za siebie. - Nawet gdyby mnie to interesowało - powiedziała, udając, że wciąż wpatruje się w paznokcie - to musiałabym zapłacić karę za zerwanie umowy z Campbellem. - Pokryję to. - Do tego dochodzą koszty własne. Znów pochylił się bliżej i poczuła jego zapach. - Załatwione, pod warunkiem, że nie wliczy mi pani do kosztów manikiuru. - Wyciągnął rękę i na chwilę ujął jej rękę. Jego dłoń była twarda, twardsza, niż powinna być dłoń mężczyzny, który większość życia spędzał za biurkiem, ale nie na tyle twarda, by jej dotyk był nieprzyjemny. Była również gorąca i Lily poczuła, że przez jej ciało przebiega fala ciepła. Cofnęła dłoń i odchrząknęła z obojętnym wyrazem twarzy. - Nie wliczam manikiuru do kosztów, choć uważam wygląd za bardzo ważną część mojej pracy. Staram się zawsze sprawiać profesjonalne wrażenie. Mój wizerunek jest równie ważny, jak pański wizerunek. Sukces zależy od nas obojga i dlatego ważne są relacje między nami. - Czy to jest pani standardowa mowa? Poczuła, że się rumieni. - Tak. - Widać, że jest dobrze przećwiczona. Zdaje się, że słyszałem ją już wcześniej. Zacisnęła usta, próbując powstrzymać irytację. Gage był nieobliczalny i w jego obecności zbyt łatwo dochodziły do głosu emocje, które zwykle bez kłopotu potrafiła ukryć. Przymrużyła oczy. - No cóż, to wszystko prawda. Im lepiej wyglądam i im lepszy jest pański wizerunek, tym więcej pieniędzy pan zarobi. A gdy pan będzie się zachowywał przyzwoicie i słuchał moich rad, to zarobi pan więcej pieniędzy, a wtedy i ja odniosę sukces. - Czy ten wykład oznacza, że się pani zgadza? - Tak - odpowiedziała natychmiast. - Chcę, żeby pracowała pani ze mną osobiście. Moją firmą ma się zajmować wyłącznie pani, nikt inny. - To oczywiste. - Projekt, który realizujemy w Tajlandii, jest kontrowersyjny. Przestraszeni udziałowcy mocno trzymają za portfele. - A co jest w nim takiego kontrowersyjnego? - Uważają, że budując kolejne hotele, niszczymy miejscową kulturę i że turyści nie zobaczą prawdziwej Tajlandii, tylko park tematyczny. - A czy to prawda? Gage wzruszył ramionami. - A czy dla pani ma to jakieś znaczenie? - Nie muszę pana lubić, panie Forrester, ale moim zadaniem jest sprawić, by wszyscy inni pana polubili. - Nawet gdyby prywatnie pani miała jakieś opory wobec tego projektu? - Podobnie jak z weselnymi dzwonami, to nie jest problem, tylko biznes. A mój biznes opiera się na tym, by jak najlepiej zaprezentować pana w oczach społeczeństwa i udziałowców. - Muszę jak najszybciej przygotować wszystkie szczegóły. - Gage podniósł swoją teczkę z podłogi i wyciągnął gruby plik papierów. - To pani kontrakt. Gdyby chciała pani wprowadzić jakieś zmiany, proszę dać mi znać, a porozmawiamy o tym. Ale musi pani zakończyć współpracę z Jeffem Campbellem. To mój warunek. Pani firma nie może w żaden sposób dłużej go reprezentować. To byłby konflikt interesów. - Oczywiście. Popatrzył na nią, sięgnął po komórkę leżącą na biurku i wyciągnął telefon w jej stronę. - Mam zadzwonić teraz? - Podobno czas to pieniądz. Spoconymi dłońmi wyrwała komórkę z jego ręki i znalazła numer Jeffa. Gage stale wyprowadzał ją z równowagi, a sprawę pogarszało jeszcze to, że Jeff Campbell od początku ich współpracy próbował dać Lily do zrozumienia, że powinni połączyć interesy z przyjemnością. Z drugiej strony, dzięki temu łatwiej jej było zerwać umowę - nie miała najmniejszej ochoty pracować z mężczyzną, który wciąż myślał o seksie. Jeff odebrał już po pierwszym sygnale. - Cześć, mówi Lily. Gage uniósł brwi, ale nie skomentował tej poufałości. - Wiem. - Jeff wydawał się bardzo zadowolony. Jego ton brzmiał niemal intymnie. - Bardzo mi przykro, że muszę ci to powiedzieć, ale zaproponowano mi lepszy kontrakt i nie mogę sobie pozwolić na to, żeby go odrzucić. Jeff przyjął to oświadczenie zaskakująco dobrze. Uprzejmie wyraził rozczarowanie, nie okazując ani cienia złości. Zapewne wciąż miał nadzieję, że uda mu się umówić z Lily. I rzeczywiście, w następnej chwili zapytał, czy mogliby omówić szczegóły rozwiązania kontraktu przy wspólnej kolacji. - Przykro mi, ale jestem teraz zajęta sprawami związanymi z nowym kontraktem - odrzekła, świadoma tego, że Gage ciągle patrzy na nią swymi błękitnymi oczami. - Zerwanie kontraktu wiąże się z karą pieniężną - stwierdził Jeff lodowato. - Wiem. Byłam obecna przy wprowadzaniu tego zapisu do umowy i przeczytałam ją dokładnie przed podpisaniem. - Spojrzała na Gage'a, próbując ocenić jego reakcję. - Ale muszę to zrobić. Nie mogę sobie pozwolić na stratę takiej szansy. - A więc pieniądze są dla ciebie ważniejsze niż etyka i dotrzymywanie zobowiązań? Lily wzięła głęboki oddech. - To jest biznes, Jeff. Na moim miejscu zrobiłbyś to samo. Biznes to biznes - dodała, nieświadomie powtarzając słowa Gage'a. - Wcześniej nie traktowałaś naszej współpracy wyłącznie w kategoriach biznesowych. Jad w jego głosie zaskoczył ją, choć powinna być na to przygotowana. Mężczyźni często mylili zwykłą uprzejmość z jej strony z gotowością, by wskoczyć z nimi do łóżka. Uważała jednak, że to ich problem, a nie jej. - Przykro mi, jeśli niewłaściwie mnie zrozumiałeś, ale z mojej strony był to tylko biznes. Gage z zadowolonym wyrazem twarzy wyjął telefon z jej ręki. - Chciałem tylko potwierdzić, że Lily pracuje teraz dla mnie - rzucił do słuchawki. Jeff odpowiedział coś ostro, ale nie mogła rozróżnić słów. Czuła się jak kość, którą wyrywają sobie dwa psy, i wcale jej się to nie podobało. Gdy Gage wyłączył telefon, podniosła się ze złością i obeszła biurko. - To jest mój gabinet, panie Forrester, i oczekuję, że będzie pan o tym pamiętał. To, że dla pana pracuję, niczego nie zmienia. W jego oczach znów pojawił się stalowy błysk. - Bez względu na to, czy znajdujemy się w pani gabinecie, czy w moim, to pracuje pani dla mnie, pani Ford. Na pierwszy rzut oka mógł sprawiać wrażenie człowieka, który nie traktuje życia zbyt poważnie. Zyskał reputację playboya, pokazując się publicznie w towarzystwie aktorek i modelek, więc kolorowe pisma wciąż publikowały jego fotografie. Lily wiedziała jednak, że nie dotarłby do miejsca, w którym był, gdyby nie miał w sobie pewnej dozy bezwzględności. Nieczęsto dawało się zauważyć w nim tę cechę, ale też nie musiał jej nadmiernie eksponować. Emanował siłą i wyczuwało się w nim duszę drapieżnika. Najlepszym dowodem było to, że w tej chwili znajdował się w jej gabinecie. Kiedyś może pozwoliłaby mu się zastraszyć, ale teraz już nie. Ona również obracała się w świecie biznesu i wiedziała, że przez wycofanie i uległość nie osiągnie tu niczego. Nie była też głupia i choć złościło ją niezmiernie to, że Gage rządził się w jej gabinecie jak w swoim, nie zamierzała tracić czasu na bezsensowne potyczki z nowym szefem. - Przepraszam. - Ściszyła głos i uspokoiła się nieco. - Ale muszę wyznać, że lubię mieć kontrolę nad sytuacją i miewam terytorialne zapędy. Gage pomyślał, że ta kobieta nie mówi, lecz prycha jak rozłoszczona kotka. Ruchy miała miękkie i płynne jak drapieżne zwierzę. Była olśniewająca i zupełnie inna od kobiet, z jakimi zwykle się spotykał, opalonych w solarium, wytwarzających atmosferę sztucznej swobody. Lily kojarzyła mu się z eksponatem w muzeum: wyrafinowana, elegancka i oddzielona od niego grubym aksamitnym sznurem, na którym wisiała kartka z napisem: "nie dotykać". Przechyliła głowę na bok i oparła dłoń z pomalowanymi na czerwono paznokciami na kształtnym biodrze. Doskonale skrojony kostium ze spódnicą podkreślał jej figurę, choć w nie zanadto ostentacyjny sposób. Ciemne włosy związane miała w gładki węzeł, a jasna nieskazitelna cera, rzadko widywana w ogarniętym obsesją na punkcie słońca stanie Kalifornia, pokryta delikatną warstwą makijażu, wydawała się nieco zbyt doskonała. - Jakie są pańskie warunki? - zapytała. - Moje warunki? - Jak mam zarobić tę wygórowaną kwotę, którą mi pan proponuje? Musiał przyznać, że miała charakter. Zresztą nie było w tym nic dziwnego; żeby publicznie reprezentować go w mediach, potrzebowała żelaznego kręgosłupa. Wydawało się, że chce go przekonać, że jest właściwą osobą do tej pracy. - Jeśli pani uważa, że ta kwota jest wygórowana, mogę zaproponować mniejszą. - Nie mogę odrzucić pańskiej hojnej oferty. To byłoby niegrzeczne. Gage zaśmiał się krótko. - No cóż, skoro to kwestia uprzejmości, to nie ma pani wyboru. Co do całej reszty, oczekuję dyspozycyjności dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Prowadzę kilka projektów rozsianych po całym świecie, w kilku różnych strefach czasowych, a to znaczy, że dzień pracy nigdy się nie kończy. W każdej chwili może się coś wydarzyć i nie mogę sobie pozwolić na to, żeby pani była na rozbieranej randce akurat w chwili, gdy będę potrzebował specjalisty od wizerunku. - Widzę, że pańska męsko-szowinistyczna natura znów dochodzi do głosu, ale zapewniam, że moja praca zawsze ma pierwszeństwo przed rozbieranymi randkami. - Brązowe oczy Lily zabłysły. Gage zauważył, że prowokowanie go sprawia jej przyjemność, i uznał, że to dobry znak. Jego ostatni specjalista od wizerunku publicznego nie wytrzymał presji i zrezygnował jeszcze przed upływem roku. To był twardy biznes. - W takim razie może przejrzy pani te papiery i podpisze cyrograf. Z lekkim uśmiechem obróciła się do biurka, chwyciła za pióro i pochyliła się, żeby złożyć podpis. Musiała zdawać sobie sprawę, że stoi w prowokującej pozie. Wąska spódnica opinała jej biodra i, chcąc nie chcąc, Gage musiał podziwiać ich doskonały kształt. Lily Ford bez entuzjazmu patrzyła na Gage'a Forrestera, który wszedł do jej gabinetu i pochylił się nad blatem biurka, opierając duże dłonie o jego krawędź. - Słyszałem, że pracuje pani dla Jeffa Campbella - powiedział, pochylając się jeszcze bardziej w jej stronę. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie spędzał całego życia za biurkiem. Lily wiedziała z doświadczenia, że takie mięśnie nie biorą się z niczego. Ona sama musiała ćwiczyć na siłowni cztery razy w tygodniu, by zwalczyć skutki siedzącego trybu życia.
Szczegóły
Tytuł: Nad zatoką San DiegoAutor: Maisey Yates
Wydawnictwo: Harlequin
ISBN: 9788323889434
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 154
Format: 10,5x17 cm
Oprawa: broszurowa
Recenzje
Informacje:
Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także:
Martynka Wielkanocne pomysły
Papilon
WIATRACZEK 4
Alexander
Moja pierwsza kolorowanka Wiosna
Alexander
Karabin na wodę
Pistolety na wodę
Piłka Tęczowa 10"
Inwestycje
Ciężarówka wywrotka sterowana pilotem
Inwestycje
Gwiazdy Bollywoodu
ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA
ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA
Harlequin
Powrót do Florencji / Sycylijski poker
Harlequin
Najlepsza terapia
Harlequin