O książce Na lotnisku w Madrycie Emilio spotyka nieoczekiwanie dawną miłość - Angielkę Megan. Marzył o niej od chwili, gdy po raz pierwszy ją ujrzał, jednak małżeństwo, które zawarł z rozsądku z "odpowiednią" kobietą, wiązało mu ręce. Teraz jest po rozwodzie i nie zamierza pozwolić Megan odejść ze swojego życia. Fragment książki Emilio krzywiąc się, przełknął wystygłą kawę. Poprawił węzeł jedwabnego krawata i skierował się do drzwi. Przy odrobinie szczęścia zdąży dojechać na lotnisko, by spotkać się z Rosanną, a potem wróci i najpóźniej o dziesiątej zasiądzie przy biurku. Bycie szefem miało swoje zalety. Przede wszystkim można było nie uwzględniać życzeń innych ludzi. Dawniej Emilio kierował się wyłącznie poczuciem obowiązku i starał się każdego zadowolić, zwłaszcza ojca. W efekcie wstąpił w nieudany związek małżeński, kiedy był jeszcze młody, głupi i zbyt arogancki, by uwierzyć, że może ponieść porażkę. W teorii jego ojciec miał rację. On i Rosanna stanowili idealną parę, mieli wiele wspólnych zainteresowań, pochodzili ze starych, arystokratycznych rodów. Zapinając pasy w aucie, Emilio mimo woli skrzywił się. Luis Rios nie posiadał się z gniewu na wieść, że małżeństwo, do którego niestrudzenie namawiał, okazało się fiaskiem. Użył wszelkich środków, by oddalić klęskę, lecz nie zdołał przekonać dumnego syna. Furia zamieniła się w pogardliwą drwinę, gdy Emilio wspomniał o uczuciu, którego brak przyczynił się, być może, do krótkotrwałości związku. Ojciec nie wyczuł ironii w głosie syna. - Miłość? - wycedził. - Od kiedy to zrobiłeś się romantyczny? Emilio nie wierzył w miłość do czasu, aż przekonał się boleśnie, że nie jest to bynajmniej wymysł rozigranej wyobraźni. Można bowiem patrzeć na kobietę i każdą komórką ciała czuć, że jest ona ci przeznaczona. Ta chwila wyryła się już na zawsze w jego pamięci. Pamiętał każdy szczegół pojawienia się pachnącej letnim wieczorem czarodziejki, która wkroczyła spóźniona na nudną kolację. Jego serce stanęło, co było idiotyczne, bo przecież widział ją już przedtem wiele razy, ale ten moment był absolutnie wyjątkowy. Zaciskając szczęki, napomniał się teraz, że wcale jej nie utracił, bo nigdy nie należała do niego. Ujrzał ją w nieodpowiednim momencie. Wrzucił bieg. Ojciec poradził mu, że jeśli pragnie miłości, powinien wziąć sobie kochankę, a nawet kilka. Był zdziwiony, że tak proste rozwiązanie nie przyszło synowi do głowy. Emilio nadal pamiętał piekące obrzydzenie, jakie wówczas poczuł do mężczyzny, który go spłodził. Nie zamierzał sprawiać nikomu takich cierpień i upokorzenia, jakie były udziałem jego nieszczęsnej matki. Godził się na małżeństwo z rozsądku, ale pragnął dochować żonie wierności. Po tej rozmowie w stosunkach ojca z synem zaszła zmiana. Luis Rios nie spełnił wprawdzie groźby wydziedziczenia Emilia, choć syn wcale by się tym nie przejął, ale wkrótce wycofał się z aktywnego kierowania rodzinnym imperium. Zajął się ukochaną hodowlą koni i pozwolił Emiliowi poczynić niezbędne kroki w celu uchronienia majątku przed skutkami kryzysu finansowego. Niebawem zaczęto mówić o niezwykłym szczęściu rodu Rios do interesów. Owo szczęście zadziałało i teraz, kiedy Emilio zajął ostatnie wolne miejsce na lotniskowym parkingu. Wszedł do budynku terminalu, gdzie trwał strajk kontrolerów ruchu lotniczego. Patrząc na zdezorientowanych pasażerów, pogratulował sobie w duchu, że nigdzie się nie wybiera. Po chwili wrócił myślami do powodu, dla którego się tu znalazł. Nie podzielał wiary Philipa, że jedno słowo Emilia wystarczy, by przyjacielowi ułożyły się wszystkie sprawy sercowe. Emilio nie widział Philipa Armstronga od ponad roku, więc jego wczorajsza wizyta była kompletnym zaskoczeniem. W trakcie pogawędki jego zdumienie wzrosło. Ustawił się w miejscu, z którego mógł swobodnie obserwować wychodzących pasażerów, i czekając na byłą żonę, wspominał przebieg rozmowy. - Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy - wypalił Philip bez zbędnych wstępów. - Zakochałem się bez pamięci. Ponura mina Anglika zaprzeczała jego wyznaniu. Emilio czekał na dalszy ciąg wynurzeń. - Zastanawiałem się czasem, dlaczego się w ogóle ożeniłeś? Nie byłeś przecież. - Zakochany? - dopowiedział Emilio. - Zgadza się. Ale nie przyszedłeś do mnie, żeby omawiać moje nieudane małżeństwo. - Do pewnego stopnia. - Philip urwał lekko speszony. Emilio z trudem hamował zniecierpliwienie. - Zamierzam się ożenić - wypalił wreszcie. - To chyba dobra wiadomość. Z kim? - Z twoją żoną. - Na widok oszołomionej miny Emilia dodał: - Wiedziałem, że będziesz zaskoczony. - Nie jesteśmy małżeństwem już od jakiegoś czasu, więc niepotrzebna ci moja zgoda ani błogosławieństwo. - Rzecz w tym, że ona czuje się winna, że pragnie być szczęśliwa. - Może ci się tylko wydaje? - Emilio wiedział, że powinien być chociaż trochę zazdrosny, ale był całkowicie obojętny. Lubił wprawdzie Rosannę, ale nic poza tym. Oboje uznali, że wzajemny szacunek i wspólne zainteresowania stanowią silniejszą podstawę dobrego małżeństwa niż ulotne romantyczne uczucia. Boże, jakiż był głupi! Ich związek był skazany na porażkę, jednak zostało mu oszczędzone tłumaczenie Rosannie, że ma "kogoś innego". Wyczuła to bezbłędnie kobiecą intuicją. Dręczyło go irracjonalne poczucie winy, zupełnie niepotrzebnie, bo żona już wcześniej nie była mu wierna. Czuł też gorzki smak porażki. Od kołyski wpajano mu zasadę, że żaden Rios nie rozczula się nad sobą, a choć rozwód był dla niego trudny, zniósł go lepiej, niż się spodziewał. Zawczasu uprzedzili obie rodziny, żeby przygotować je na rozwój wydarzeń. Emilio przewidział gniewną reakcję ojca, wiedząc, że w jego oczach zasłużył na ostateczne potępienie. Wrogość i oburzenie krewnych Rosanny były dla niego zaskoczeniem. Podczas kłótni z nią dowiedział się, że jego ojciec zgodził się zapłacić arystokratycznym, choć zubożałym Carrerasom dużą sumę pieniędzy po przyjściu na świat pierwszego potomka Emilia. Zapewne dlatego Rosanna nie chciała się początkowo zgodzić na rozwód. Bardziej obawiała się wydziedziczenia niż życia w kłamstwie. Pragnąc dopomóc jej w podjęciu decyzji, na jakiej mu zależało, przystał na warunki, by nie prostować plotek o swojej niewierności będącej przyczyną rozstania i zapłacić jej rodzinie z własnych funduszy. Brukowce daremnie czekały na ujawnienie nazwiska osoby, dla której Emilio Rios porzucił żonę, ponieważ takowej nie było. Każda kobieta, z którą by go zobaczono tuż po orzeczeniu rozwodu, mogła zyskać miano jego tajemniczej kochanki, która rozbiła małżeństwo. Emilio wiedział, że cierpliwość jest wymogiem koniecznym, by ochronić reputację tej, do której zapałał miłością. Odczekał zatem rok od rozwodu, pewien, że do tej pory plotki przycichną. Jedynym problemem była jego nieumiejętność zalecania się do kobiet. Potrafił skutecznie uwodzić, ale subtelność nie była jego mocną stroną. Uśmiechnął się cierpko na myśl, że poniósł wówczas porażkę. Jego serce zostało złamane, a duma bezlitośnie podeptana. Na szczęście zdołał okiełznać owe oznaki słabości - był w końcu prawdziwym mężczyzną - i dalej wiódł beztroskie życie milionera. Emilio przyjął ze śmiechem uwagę Philipa, że gdyby znów się zakochał, jego była żona wyzbyłaby się w końcu poczucia winy. Przyjaciel był tego jednak całkiem pewien. - Przez ostatnie dwa lata raczej nie żyłem jak mnich. - stwierdził Emilio. - Wiem. Większość mężczyzn szczerze ci zazdrości. Ale Rosanna uważa, że w głębi serca nie jesteś aż tak pusty, by zadowalać się przelotnymi miłostkami, i szukasz prawdziwej miłości. - Zatem prosisz, żebym się zakochał, bo to ułatwi ci sprawę - rzekł już poważnie Emilio. - Przykro mi, jestem w stanie wiele dla ciebie zrobić, ale. - No tak. Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Ale tak bardzo zależy mi na Rosannie, że zrobiłbym dla niej wszystko. Chcę się ustatkować. Jeśli zechce, to założę garnitur i będę pracował w firmie mojego ojca, o czym on zawsze marzył. - Doprawdy? - Ojciec byłby szczęśliwy, gdybym przybiegł do niego z podkulonym ogonem. Marzy o przekazaniu mi swojego imperium. - Nie jesteś jego jedynym dzieckiem - zauważył przytomnie Emilio. - Gdyby Janie była zainteresowana współpracą, to pewnie nie miałbym szans, ale odkąd została twarzą tych słynnych perfum, zależy jej wyłącznie na karierze w reklamie. Choć to trochę dziwne, kiedy twoja młodsza siostra gapi się na ciebie z billboardów i okładek czasopism - odparł Philip. - Miałem na myśli Megan - powiedział Emilio. Widok znajomej sylwetki przywołał go do rzeczywistości. Przeszukiwał wzrokiem halę przylotów, spodziewając się ujrzeć byłą żonę, a rozmyślał o Megan, i proszę, oto miał ją przed sobą! Rozpoznał ją od razu, mimo że znacznie wyszczuplała i nosiła się ekscentrycznie jak modelka. Jakże dobrze ją znał. Nie był skłonny do przesady, a jednak sądził, że rozpoznałby ją nawet po ciemku w pokoju wypełnionym setką ślicznych Angielek! Można by niemal uwierzyć w przeznaczenie. Uśmiech triumfu na jego drapieżnej twarzy nie sięgnął oczu skupionych na swej ofierze. - Przecież jesteś mi dzisiaj potrzebna! Megan nie była zaskoczona irytacją w głosie swojego szefa. Charlie Armstrong nie zarobił milionów, dopuszczając, by nieistotne drobiazgi w rodzaju strajku kontrolerów ruchu lotniczego stawały mu na przeszkodzie. Tego samego oczekiwał od swoich pracowników, a w szczególności od córki! - Przepraszam, tato. - Na co mi twoje przeprosiny? Potrzebuję. - Nic na to nie poradzę - przerwała Megan ze spokojem. - Przenocuję w hotelu i przylecę pierwszym porannym samolotem - obiecała. - Czyli o której? Megan zerknęła na skromny zegarek na szczupłej ręce. Dla niej był bezcenny, należał bowiem do matki, która zmarła, gdy Megan miała dwanaście lat. - Pierwszy lot zapowiadają na dziewiątą rano. - Za późno! To nie do przyjęcia! - Nic na to nie poradzę. Nie mam skrzydeł, a na pociąg i prom zabrakło biletów. Przez kilka minut wysłuchiwała gniewnych narzekań ojca, od czasu do czasu pomrukując na zgodę i wtrącając zwięzłe odpowiedzi. Jednocześnie pozwalała się niemal nieść tłumowi ludzi, który szeroką strugą zmierzał do wyjścia. Złapanie taksówki będzie pewnie niemożliwe, pomyślała smętnie. Może lepiej przekoczować na lotnisku? Ojciec nie przestawał jej przestrzegać i napominać, by ograniczyła zbędne wydatki. Słuchała go, wodząc wzrokiem po tłumie oczekujących. Wtem zabrakło jej tchu i wzdrygnęła się cała, rozpoznawszy znajomą postać. - O Boże! - jęknęła, chwytając się za serce. - Co? Co się stało? - dopytywał się ojciec z niepokojem. Megan zamrugała, ale postać nie znikła. Jak dobrze pamiętała tę twarz! Młody mężczyzna z ciężkim plecakiem omal się nie wywrócił, gdy Megan bez ostrzeżenia wrosła w ziemię. Posłała mu przepraszające spojrzenie. Irytacja młodzieńca szybko się ulotniła, gdy przyjrzał się jej szczupłej figurze i lśniącym brązowym włosom, okalającym delikatną twarz o porcelanowej cerze. - Czy pomóc pani nieść tę torbę? - spytał uprzejmie. Megan nie zwróciła uwagi na jego propozycję i oglądała się za siebie, tam gdzie przed chwilą ujrzała znajomego wysokiego mężczyznę. Zniknął. Czy był jedynie wytworem jej wyobraźni? Wodziła wzrokiem z prawa na lewo po rozkołysanym morzu głów. Emilio Rios nie należał do mężczyzn, którzy łatwo wtapiali się w tłum. - Megan? Co się dzieje? - Nic, tato, w porządku - skłamała, zaskoczona swoją gwałtowną reakcją na widok człowieka, który był podobny do kogoś, kto już dawno zapomniał o jej istnieniu. Czuła się okropnie. W ciągu kilku sekund cofnęła się w przeszłość i znów była tą samą naiwną i wstydliwą dwudziestolatką co wtedy, kiedy widziała go po raz ostatni. Gdyby była zdolna się poruszyć, rzuciłaby się do panicznej ucieczki, dokładnie tak, jak raz już zrobiła. Czyż nie była to oznaka szaleństwa? Nie widziała tego mężczyzny przez długie dwa lata. Z pewnością zapomniał i o niej, i o żenujących okolicznościach ich ostatniego spotkania. Uskoczyła przed ciężkim wózkiem bagażowym i jeszcze raz zapewniła ojca, że nic się nie stało. - Wydawało mi się, że dostrzegłam kogoś znajomego. Muszę już iść. Zadzwonię, jak się znajdę w hotelu. - Kogo zobaczyłaś? - Emilia Riosa - wykrztusiła przez wyschnięte gardło. Ojciec wydał okrzyk zdumienia. - To musiał być ktoś podobny do niego. - Była przecież w Madrycie, gdzie roiło się od wysokich przystojnych brunetów. Dlaczego pomyślała, że to właśnie Emilio? - Kto wie, to mógł być on - odparł ojciec. - Ma przecież biuro w Madrycie. Trudno było wymienić stolicę, gdzie nie istniał budynek należący do Riosów. W świecie finansjery Emilio uchodził za nieprzeciętnie uzdolnionego, choć niektórzy twierdzili, że ma po prostu wielkie szczęście. Megan uważała, że aby osiągnąć sukces, potrzeba obu tych cech, a także sporej dawki bezwzględności i arogancji. - Niedaleko znajduje się rodzinna posiadłość Riosów - mówił ojciec, a Megan czuła rosnące napięcie. - Przepiękny zabytkowy pałac. - Szacunek w głosie człowieka, który sam mieszkał w luksusowej wielopokojowej wilii, sugerował, że siedziba Riosów jest czymś wyjątkowym. - Jeśli nawet to był on, to już sobie poszedł - mruknęła. - Nocowałem tam kiedyś, kiedy Luis i ja negocjowaliśmy trudny kontrakt. Mój Boże, ależ ten człowiek znał się na interesach! Czy poznałaś ojca Emilia? - Sądziłam, że uważasz go za snoba. - Ależ skąd - żachnął się ojciec. - Jest po prostu dumny ze swego pochodzenia. To bardzo stary ród, jego początki sięgają średniowiecza. Wiesz co, twój przystanek w Madrycie to być może całkiem szczęśliwy traf - dodał ojciec z namysłem. Zaalarmowana zmianą jego nastawienia Megan zadała ostrożnie pytanie: - Tak uważasz? - Zadzwonię do Emilia. Gorący protest Megan został całkowicie zagłuszony przez grzmiącą zapowiedź w głośnikach. - Straciłem z nimi kontakt po wycofaniu się Luisa z interesów. To doskonała okazja, by ponownie nawiązać stosunki. Jestem pewien, że Emilio znajdzie dla ciebie nocleg. Megan wydała nieartykułowany pomruk sprzeciwu. - Riosowie mają silne powiązania z Ameryką Południową, co może nam się bardzo przydać w negocjacjach z Ortegą. A poza tym. - Nie - Megan ucięła rozważania ojca w pół słowa. - Jak to nie? - Nie zamierzam nadskakiwać dla ciebie młodemu Riosowi. To przyjaciel Philipa, nie mój. Ja go nawet niezbyt lubiłam. - Przed dwoma laty Emilio pewnym krokiem zmierzał w ślady swojego nadętego ojca. Obecnie stał się już pewnie jego doskonałą kopią. Jeśli wszyscy wkoło powtarzają, że jesteś geniuszem, to łatwo uwierzyć we własną nieomylność, a ścielące się do stóp piękne kobiety tylko potwierdzają, że jest się kimś wyjątkowym, pomyślała kwaśno. - Kiedyś chodziłaś za nim krok w krok. Zrobiło jej się wstyd na to wspomnienie. - Nie mam już dwunastu lat, tato. - Jak dobrze pamiętała ten wieczór, kiedy jej starszy brat przyprowadził do domu kolegę, najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała. Najpierw był dla niej miły, potem zwyczajnie okrutny. - Jedno jest pewne, on za mną nie przepada. - To było mało powiedziane. W ciągu dwóch lat wspomnienie jego przykrych, napastliwych drwin zdążyło już nieco przyblaknąć, ale nadal bolało. - Co ty opowiadasz, Megan? Dlaczego Emilio miałby cię nie lubić? Zapewne nawet cię nie pamięta. Ta sugestia nie poprawiła jej nastroju. - Kiedyś liczyłem, że zakocha się w Janie - powiedział ojciec. Według Megan nie byłoby w tym nic dziwnego. Nieraz z zazdrością obserwowała, jak mężczyźni ślinili się na widok jej pięknej przyrodniej siostry. - Niestety, jego rodzina zaplanowała dla niego inne małżeństwo, które zresztą okazało się nieudane. W międzyczasie wyrosłaś na ładną pannę, oczywiście nie tak zjawiskową jak Janie. Megan dawno przywykła do szorstkiej szczerości ojca. Od kiedy wyszczuplała, rzeczywiście częściej przyciągała spojrzenia mężczyzn. - Posłuchaj, tato, muszę już kończyć. Chwileczkę - dodała i odwróciła się, czując czyjąś rękę na ramieniu. Zdawkowy uśmiech zamienił się natychmiast w wyraz absolutnej paniki, gdy spojrzała na górującego nad nią mężczyznę. To dzięki niemu ludzie nagle przestali ją potrącać. Nikt nie pozwalał sobie na to wobec Emilia Riosa. Otaczała go aura stanowczości i siły, którą każdy musiał uszanować. - To ty! - wykrztusiła spanikowana. Od jak dawna stał przy niej? Czy słyszał jej beznadziejne wynurzenia? Emilio Rios uśmiechnął się, na co automatycznie rozchyliła wargi. Jak dobrze, że panujący wokół hałas tłumił jej mimowolne westchnienia. Uśmiech Emilia nie sięgnął jego czarnych oczu. Ujął jej twarz w obie dłonie. W głowie Megan rozpoczęła się istna gonitwa myśli, jej ciało natomiast zastygło jak skała. Czuła jego lekki oddech na szyi i za wszelką cenę usiłowała odwrócić spojrzenie. Na zdrowy rozum było to niemożliwe, ale jednak się działo. To nie był sen, ale bajkowa rzeczywistość. Przez cienki lniany materiał żakietu czuła ciepło płynące z jego ciała. Zanim zdążyła coś powiedzieć lub zrobić, Emilio schylił głowę i złożył na jej wargach namiętny pocałunek. Wiedziała, że powinna krzyknąć, kopnąć go albo ugryźć, ale trwała nieruchomo. Co więcej, wtuliła się w jego smukłe ciało i rozchyliła usta, zapraszając go do dalszych pocałunków. Oblał ją żar pożądania tak silny, że aż zakręciło jej się w głowie. Otaczający ich tłum przyblakł. Pozostał jedynie cudowny smak jego ust. Emilio krzywiąc się, przełknął wystygłą kawę. Poprawił węzeł jedwabnego krawata i skierował się do drzwi. Przy odrobinie szczęścia zdąży dojechać na lotnisko, by spotkać się z Rosanną, a potem wróci i najpóźniej o dziesiątej zasiądzie przy biurku. Bycie szefem miało swoje zalety. Przede wszystkim można było nie uwzględniać życzeń innych ludzi. Dawniej Emilio kierował się wyłącznie poczuciem obowiązku i starał się każdego zadowolić, zwłaszcza ojca. W efekcie wstąpił w nieudany związek małżeński, kiedy był jeszcze młody, głupi i zbyt arogancki, by uwierzyć, że może ponieść porażkę. W teorii jego ojciec miał rację. On i Rosanna stanowili idealną parę, mieli wiele wspólnych zainteresowań, pochodzili ze starych, arystokratycznych rodów.
Szczegóły
Tytuł: Przystanek w MadrycieAutor: Kim Lawrence
Wydawnictwo: Harlequin
ISBN: 9788323894209
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 154
Format: 10,5x17 cm
Oprawa: broszurowa
Recenzje
Informacje:
Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także:
Tydzień w Paryżu, Amerykański sen
Harlequin
Spełnione marzenie, Celebryta z Miami
Harlequin
W hiszpańskim zamku
Harlequin
Nad jeziorem Garda
Harlequin
Droga do marzeń
Harlequin
Brazylijska przygoda
Harlequin
Ślub w Atenach
Harlequin
Brazylijski playboy
Harlequin
Brazylijska samba
Harlequin
Argentyńskie tango
Harlequin